W końcu nie pada. Wiatr powoli rozgania chmury. Od czasu do czasu pokazuje się nawet słońce. Mokre liście zdają się lśnić. Jeszcze na gałązkach utrzymują się drobne kropelki, w których świat zaczyna się mienić kolorami.
Ostatnie dni były męczące z powodu swojej przytłaczającej szarości. Na początku czułam się jak bohaterka Ciernistej róży Charlotty Link...
,,Listopad lubiła. Jego krótkie, szare dni, mgła i zimny wiatr zapowiadały przytulność. Listopad usprawiedliwiał zamknięcie się w czterech ścianach, ucieczkę przed światem, poszukiwanie schronienia w blasku świec, gorącej herbatce, kolędach i ogniu na kominku. W listopadzie często miała wrażenie, że przez tych kilka tygodni świat i ona nadawali na tych samych falach."
Może nie jest mi bliski ten fragment wspominający Święta w listopadzie, ale otulanie się ciepłymi swetrami w cieple ognia ze szklanką ciepłego kakao w ręku, już jak najbardziej. Niestety wraz z upływem coraz ciemniejszych dni ja też robię się coraz bardziej ciemna. Gdy pogoda za oknem nie zachęca do optymizmu zaczynam się z kolei czuć jak bohaterka Chorwackiej przystani Anny Karpińskiej...
,, Spojrzałam za siebie przez dużą witrynę. Światła przejeżdżających samochodów rozmywały się w gęstwinie kropel siąpiącego kapuśniaczku, skuleni przechodnie spoglądali pod nogi spod narzuconych kapturów i jesiennych parasoli. Dlaczego robią takie smutne parasole? - przemknęło mi przez myśl. Czy musimy dostosowywać nastrój do pory roku? Jakby nie wypadało rozweselić ponurą ulicę kolorowym dachem nad głową. Czarno-brązowe płaszcze skrywające skulone sylwetki piechurów, czarno-brązowe lub szare torby i torebki. Ja też nie jestem inna."
Ja też otulam się zimą w granaty i szarości. Wtapiam się w otoczenie. Jaskrawe kolory chowam w czeluście szafy, gdzie czekają aż do pierwszych promieni wiosny...
Mam nadzieję, że kolejne dni nie będą tak szare i ponure. Prognozy zapowiadają od jutra dwa tygodnie bez deszczu. Jeżeli się sprawdzą, to znowu będę miała mnóstwo energii :)
Ostatnie dni były męczące z powodu swojej przytłaczającej szarości. Na początku czułam się jak bohaterka Ciernistej róży Charlotty Link...
,,Listopad lubiła. Jego krótkie, szare dni, mgła i zimny wiatr zapowiadały przytulność. Listopad usprawiedliwiał zamknięcie się w czterech ścianach, ucieczkę przed światem, poszukiwanie schronienia w blasku świec, gorącej herbatce, kolędach i ogniu na kominku. W listopadzie często miała wrażenie, że przez tych kilka tygodni świat i ona nadawali na tych samych falach."
Może nie jest mi bliski ten fragment wspominający Święta w listopadzie, ale otulanie się ciepłymi swetrami w cieple ognia ze szklanką ciepłego kakao w ręku, już jak najbardziej. Niestety wraz z upływem coraz ciemniejszych dni ja też robię się coraz bardziej ciemna. Gdy pogoda za oknem nie zachęca do optymizmu zaczynam się z kolei czuć jak bohaterka Chorwackiej przystani Anny Karpińskiej...
,, Spojrzałam za siebie przez dużą witrynę. Światła przejeżdżających samochodów rozmywały się w gęstwinie kropel siąpiącego kapuśniaczku, skuleni przechodnie spoglądali pod nogi spod narzuconych kapturów i jesiennych parasoli. Dlaczego robią takie smutne parasole? - przemknęło mi przez myśl. Czy musimy dostosowywać nastrój do pory roku? Jakby nie wypadało rozweselić ponurą ulicę kolorowym dachem nad głową. Czarno-brązowe płaszcze skrywające skulone sylwetki piechurów, czarno-brązowe lub szare torby i torebki. Ja też nie jestem inna."
Ja też otulam się zimą w granaty i szarości. Wtapiam się w otoczenie. Jaskrawe kolory chowam w czeluście szafy, gdzie czekają aż do pierwszych promieni wiosny...
Mam nadzieję, że kolejne dni nie będą tak szare i ponure. Prognozy zapowiadają od jutra dwa tygodnie bez deszczu. Jeżeli się sprawdzą, to znowu będę miała mnóstwo energii :)
