Zima odpuszcza, słońce grzeje, a przede mną wybór solitera. Trudny wybór... Marzy mi się drzewo, pod którym siądę w cieniu na ławeczce i będę odpoczywać jak Kochanowski pod swoją ulubioną lipą. I to nie za 20, ale najpóźniej za 5 lat. I żeby mi nic z drzewa do aromatycznej herbaty nie spadało, czyli najlepiej bez kwiatów i owoców to cudo ma być. Ale pień potężny, żeby go jesienno-zimowe wiatry nie złamały i szeroka korona mile widziane. Dobrze, że jeszcze śnieg na dworze, bo zdecydować się nie mogę. Chyba się starzeję. Jeszcze kilka lat temu decyzję podejmowałam szybko i bez wahania. Gdy potrzebowałam małe drzewko od razu zachwyciłam się grusza wierzbolistną. I nadal ją uwielbiam za srebrne, wąskie listki, cudowne kwiaty i niejadalne owoce. Gdy ją kupowałam nikt mi nie powiedział, że rośnie jak oszalała i teraz muszę ją dwa razy w roku przycinać, aby zachowała swój ładny pokrój. Ale z drugiej strony świetnie radzi sobie w moim piaszczystym ogrodzie. Jestem z niej bardzo zadowolona. W końcu nie każdy ma gruszki na wierzbie :)
Propozycje mile widziane :)

Propozycje mile widziane :)
