Patrzę na ogród zmieniający swoje barwy, na coraz więcej szarości i spłowiałych błękitów...
Patrzę na uginające się na wietrze trawy, na spadające płatki zawilców, na pojedynczy, czerwony owoc kaliny...
Patrzę na błyszczący w słońcu kwiat gaury, na drobne dzbaneczki wrzosów, puchaty owocostan powojnika i próbującą znowu kwitnąć sasankę...
Patrzę na zieloną kulkę i zastanawiam się, co posadziłam w tym miejscu kilka lat temu. Już nie pamiętam...Czy to guzikowiec? Nie chciał rosnąć, usychał...podlewałam, pieściłam, w końcu zostawiłam samego sobie... A teraz obdarował mnie... a ja nie pamiętam jego nazwy...
Ogarnęła mnie wrześniowa zaduma... jeszcze nie jesień... ale już nie lato...

Patrzę na uginające się na wietrze trawy, na spadające płatki zawilców, na pojedynczy, czerwony owoc kaliny...
Patrzę na błyszczący w słońcu kwiat gaury, na drobne dzbaneczki wrzosów, puchaty owocostan powojnika i próbującą znowu kwitnąć sasankę...
Patrzę na zieloną kulkę i zastanawiam się, co posadziłam w tym miejscu kilka lat temu. Już nie pamiętam...Czy to guzikowiec? Nie chciał rosnąć, usychał...podlewałam, pieściłam, w końcu zostawiłam samego sobie... A teraz obdarował mnie... a ja nie pamiętam jego nazwy...
Ogarnęła mnie wrześniowa zaduma... jeszcze nie jesień... ale już nie lato...
