Jak miło zaskoczył mnie listopad w tym roku. Po smutnym październiku wydawało się, że już tylko szarugi i wiatr nas czeka. A tutaj i słońce, i ciepło, kurtki nie chce się zakładać. Las znowu pachnie grzybami...ptaki miło ćwierkają z rana... Liście w końcu zaczynają szeleścić pod stopami. Brzoza nie chce ich gubić, tylko każe wpatrywać się w ich słoneczny blask. Muszę nacieszyć nimi oczy, zanim zlecą z kolejnym powrotem chłodu. Delikatne kwiaty wrzosów, chryzantem, hortensji i bratków zachwycają swoimi barwami. Malina kusi ostatnim czerwonym owocem, a w kroplach rosy odbijają się promienie słoneczne tworząc kolorową poświatę.
Szkoda, że tylko zmrok zapada tak wcześnie i trzeba wrócić do domu, opatulić się ciepłym szalem i wypić rozgrzewającą malinową herbatkę. A gdy godziny wieczorne zaczynają się dłużyć, wyciągnąć karimatę i dla odprężenia poćwiczyć jogę :)

Szkoda, że tylko zmrok zapada tak wcześnie i trzeba wrócić do domu, opatulić się ciepłym szalem i wypić rozgrzewającą malinową herbatkę. A gdy godziny wieczorne zaczynają się dłużyć, wyciągnąć karimatę i dla odprężenia poćwiczyć jogę :)
