W wielu domach na pewno unosi się już zapach przypraw piernikowych, cudowny przedsmak świąt. Wg Hanny Szymanderskiej ( Polskie tradycje świąteczne ) w czasach starosłowiańskich, gdy ,, o cukrze nie miano jeszcze pojęcia, jedynym i bardzo cenionym rodzajem słodyczy był miód dzikich pszczół, łączony z grubo miażdżonymi ziarnami pszenicy".
Po wielu próbach, zmianach i doskonaleniu przepisu otrzymano przysmak, który jest chyba w każdym domu na święta. W moim obowiązkowo w postaci pachnących pierniczków.
,,Receptura pierników nie była skomplikowana. Ciasto przygotowywano z czystego miodu, korzeni (kardamon, goździki, cynamon, pieprz, imbir, anyż), mąki żytniej i pszennej po połowie, spirytusu i potażu..."
Mój przepis (dostałam go kilka lat temu od koleżanki) zawiera pół na pół miód i cukier, korzenie, ciemne kakao, masło, jajka, mąkę pszenną i sodę ( lukier z cukru pudru i soku z cytryny).
,,Praca przy nich też nie była skomplikowana, ale żmudna i uchodziła za prawdziwą sztukę. Piernikowe ciasto było bardzo gęste i twarde. Wybijać, wygniatać i wyciągać je musiały przez wiele dni bardzo silne dziewczęta."
Z moim na szczęście nie ma tyle kłopotów.
,,Najważniejszym składnikiem piernikowego ciasta był sam zaczyn, tym lepszy, im więcej liczył lat. Był on rzeczą tak cenną, że stanowił część posagu panny młodej".
Niestety autorka nie napisała, w którym regionie Polski kultywowano tę tradycję.
,,Po upieczeniu pierniki staropolskie były twarde jak żelazo. Dopiero po wielu tygodniach leżenia stawały się zdatne do jedzenia, a wtedy same rozpływały się w ustach".
Pamiętam, jak rozczarowane były córki, gdy pierwszy raz robiły ze mną pierniczki (z innego przepisu). Myślały, że od razu po ciężkiej jak na ich wiek zabawie, będą mogły spróbować swoich wypieków. I dlatego zmieniłam przepis, aby dzieci mogły od razu nacieszyć się pachnącym cudem. Nieraz z powodu łakomczuchów trzeba było jeszcze raz zabrać się za pieczenie.
W tym roku większość z pierniczków, udekorowana i zamknięta w szczelnym pojemniku, bez problemów uchowa się do Świąt. Pojawiły się bowiem nowe ciasteczka, migdałowe, które trzeba chować przed łasuchami :)
Po wielu próbach, zmianach i doskonaleniu przepisu otrzymano przysmak, który jest chyba w każdym domu na święta. W moim obowiązkowo w postaci pachnących pierniczków.
,,Receptura pierników nie była skomplikowana. Ciasto przygotowywano z czystego miodu, korzeni (kardamon, goździki, cynamon, pieprz, imbir, anyż), mąki żytniej i pszennej po połowie, spirytusu i potażu..."
Mój przepis (dostałam go kilka lat temu od koleżanki) zawiera pół na pół miód i cukier, korzenie, ciemne kakao, masło, jajka, mąkę pszenną i sodę ( lukier z cukru pudru i soku z cytryny).
,,Praca przy nich też nie była skomplikowana, ale żmudna i uchodziła za prawdziwą sztukę. Piernikowe ciasto było bardzo gęste i twarde. Wybijać, wygniatać i wyciągać je musiały przez wiele dni bardzo silne dziewczęta."
Z moim na szczęście nie ma tyle kłopotów.
,,Najważniejszym składnikiem piernikowego ciasta był sam zaczyn, tym lepszy, im więcej liczył lat. Był on rzeczą tak cenną, że stanowił część posagu panny młodej".
Niestety autorka nie napisała, w którym regionie Polski kultywowano tę tradycję.
,,Po upieczeniu pierniki staropolskie były twarde jak żelazo. Dopiero po wielu tygodniach leżenia stawały się zdatne do jedzenia, a wtedy same rozpływały się w ustach".
Pamiętam, jak rozczarowane były córki, gdy pierwszy raz robiły ze mną pierniczki (z innego przepisu). Myślały, że od razu po ciężkiej jak na ich wiek zabawie, będą mogły spróbować swoich wypieków. I dlatego zmieniłam przepis, aby dzieci mogły od razu nacieszyć się pachnącym cudem. Nieraz z powodu łakomczuchów trzeba było jeszcze raz zabrać się za pieczenie.
W tym roku większość z pierniczków, udekorowana i zamknięta w szczelnym pojemniku, bez problemów uchowa się do Świąt. Pojawiły się bowiem nowe ciasteczka, migdałowe, które trzeba chować przed łasuchami :)
